Fajnie.

0
czwartek, marca 21, 2013
Fajnie.
Nie wspaniale. Nie koszmarnie.
Nie rewelacyjnie. Nie fatalnie.
Nie najlepiej. Nie najgorzej.
Po prostu fajnie.

Tak wlasnie bylo w Brazylii. Bardzo turystyczny wypad, wiekszosc drugiego tygodnia, czujac sie jak Hans i Helga z Dusseldorfu podczas sierpniowych wakacji na Lanzarote, spedzilismy z ta trzecia na plazy, czy tez odwiedzajac wszystkie 'must-do' pieknego Rio de Janeiro. Nie bedzie zbednego lania wody, bo nic nadzywczajnego tak naprawde sie nie wydarzylo. Nie bedzie tez brazylijskiego alfabetu, bo znajac zycie i tak bym go nie dokonczyl. Bedzie za to pare osobistych obserwacji, nie do konca na goraco, bo w Londynie ktos zapomnial zatopic Marzanne i nadal pizdzi jak w kieleckim. Tylko sniegu nie ma... Dobra, jedziemy:

-  strasznie droga przyjemnosc ta cala Brazylia. Dosc mocno przekroczylem zakladany przed podroza budzet. Za wydane przez dwa tygodnie pieniadze moglem w Azji na luzie spedzic lekko ponad miesiac. Nie spodziewalem sie, ze za puszke coca-coli w supermarkecie bede placil wiecej niz w Londynie. Wszystko byloby w porzadku, mozna przyjac takie ceny kosztem pieknych plaz, czy turkusowej wody. Niestety, nawet w najbardziej turystycznych miejscach, raptem dwie przecznice od plazy, widac w Brazylii smrod, brud i ubostwo, a ulicom daleko do czystosci tych singapurskich. Przez wiekszosc wyjazdu zastanawialem sie jak mieszkajacy tam ludzie sa w stanie wyzyc od pierwszego do pierwszego? Czy naprawde zarabiaja az tyle? Czy stac ich na mala cole za 5 zeta? A moze nie pija coli? No tak, tylko w tym samym sklepie 1,5 litrowa butalka wody kosztowala tyle samo... do tego zaden z wymienionych napoji nie byl z lodowki, bo tam miejsce znalazlo sie tylko dla browarow. Az strach pomyslec co jedza, pija i za co zyja mieszkancy faweli.

- bardzo malo ludzi mowilo w Brazylii po angielsku. Problem jezykowy, poza hostelami, mielismy praktycznie wszedzie. W restauracji kelner nie potrafil przyjac po angielsku zamowienia, zas w supermarkecie dosc mloda kasjerka nawet nie wysilala sie, widzac, ze nie rozumiemy ile mamy do zaplaty, by wydukac cene po angielsku. To w jaki sposob brazylijczycy nie przejmuja sie tym, ze druga osoba, najczesciej turysta nie rozumie portugalskiego jest fenomenalne, a zaryzykuje nawet stwierdzenie, ze dosc aroganckie. Bo trzeba miec tupet i ostro kogos w d*pie, by spostrzegajac sie, ze druga strona konwersacji nie szprecha tym samym jezykiem, nie wykazac inicjatywy wytlumaczenia jej, chocby na migi, czy obrazowo, o co tak naprawde chodzi. I nie pisze tu o malej wiosce w Amazonii, tylko np. knajpach w dzielnicy Ipanema, najbardziej turystycznym z wszystkich turystycznych miejsc tego duzego kraju. Brazylia za rok jest organizatorem Mistrzostw Swiata w pilce noznej, a dwa lata pozniej w Rio de Janeiro odbeda sie letnie igrzyska olimpijskie. Zycze powodzenia.

- Rio de Janeiro okazalo sie swiatowa stolica pedalstwa. Nigdy nie widzialem tylu homoseksualistow w jednym miejscu. W hostelu na recepcji pracuje gej, na kasie w sklepie spozywczym siedzi gej, idziesz do restauracji i karte dan przynosi Ci gej. Nie lubie tego. Nie lubie ich. Przeszkadzalo mi to. Koniec, kropka.

- malo rzeczy mnie w zyciu brzydzi i znajdujacy sie, osrany, papier w koszu obok muszli toaletowej nie jest jedna z nich. Mimo wszystko nie rozumiem fenomenu zakazu wrzucania odpadow do muszli. Skoro zapychaja sie rury to wymiencie je na nowsze, szersze. Trzeci swiat. Tak wlasnie okreslam miejsca, gdzie kupe robi sie w towarzystwie pozostalosci po kupie innych. Tak wlasnie bylo w Brazylii.

- na zadnej z brazylijskich plaz nie spotkalem ani jednej kobiety opalajacej sie topless. Jedziesz do Barcelony, co druga kobieta lezy od pasa w gore na golasa. Jedziesz na Majorke, to samo. W Brazylii wszystkie laski maja na sobie stroje. Skape, bo skape, ale jednak. Zostajac przy kobietach - nie ma rewelacji, jak sie wszystkim zdaje. Owszem zdarzalo sie spotkac ladne kobiety, synonimy tego jak winny wygladac modelki, ale nie byl to raj na Ziemii, bo pojedziesz do Mielna i stosunek brzydoty do pieknosci jest porownywalny, a przynajmniej masz pewnosc, ze przypadkowo nie zawiesisz oka na tlustej, pozbawionej jakiejkolwiek talii i biustu 'czarnej mambie'.

- zadziwijaco malo bylo w Rio turystow. Inaczej, turystow bylo w pip, tylko malo kto spoza Ameryki Poludniowej. Na ulicach, plazy, czy nawet w hostelu slychac bylo w wiekszosci portugalski i hiszpanski. Nie bylo za wielu europejczykow, amerykanow, czy australijczykow. O dziwo nie bylo tez, robiacych sobie zdjecia z kazda napotkana roslina czy murkiem, obywateli kraju kwitnacej wisni. A moze wszyscy oni byli, tylko chowali sie w swoich 5-gwiazdkowych hotelach? Na szczescie nie tesknilismy.

Wiekszosc wymienionych wyzej punktow napisana jest w dosc negatywnym tonie. To nie tak. W Brazylii naprawde bylo fajnie. Bylo slonecznie, goraco, miejscami pieknie, a w wiekszosci czasu tak dobrze, ze nie chcialo sie wracac do domu. Tylko bylo tez sporo rzeczy, ktore mnie draznily, a o tych nie wiedziec czemu pisze sie o wiele latwiej.

Bylem, widzialem, za szybko nie wroce. To moja pierwsza mysl o Brazylii. A juz na pewno nigdy tam nie zamieszkam, skreslajac kolejne miasto ze swojej 'listy marzen', pozbawiajac Barcelone i Krakow kolejnego powaznego konkurenta, ktorym mialo okazac sie Rio de Janeiro.


0 komentarze: