Finałowa Podróż.

2
wtorek, kwietnia 02, 2013
Podczas ubieglorocznych wakacji rozpoczynalem i niemal natychmiast rezygnowalem z nowej pracy czterokrotnie. Poszukujac najlepszej sciezki zawodowego zycia najdluzej na nowym stanowisku wytrzymalem piec dni. W miedzyczasie przyszla wizyta w Barcelonie, jej piekna pogoda i towarzyszaca temu wyjazdowi, wszechobecna koszykowka. Pojawily sie puzzle w glowie i definitywny zamiar porzucenia barmanstwa. Przez dluzszy czas nie robilem nic, zyjac z oszczednosci i dorobionych przez weekend pieniedzy.

Wypatrujac sensu zycia najpierw rozwazalem kurs trenera koszykowki (Anglia szybko sprowadzila mnie w tej kwestii na ziemie), by nastepnie natrafic na projekt Andrew Unterbergera, bloggera Sixers, ktory zalozyl sobie i skrzetnie wszystko opisal na lamach The Basketball Jones, wizyte na meczach w 30 roznych/wszystkich arenach NBA w przeciagu zaledwie 60 dni. Gosc zrobil na mnie piorunujace wrazenie, dal mi sporo do myslenia. Do liczenia tez. Caly tydzien pod koniec wrzesnia spedzilem w moim ulubionym excelu. Od strony technicznej nie tak trudny temat. Kasa tez by sie znalazla, wystarczylo scignac pewnego dluznika (moze teraz?). Pojawil sie natomiast problem z mieszkaniem, bo dopiero co podpisalismy 6-miesieczny kontrakt na caly dom. Zostalem uziemiony. Czulem w srodku pustke, bo zawsze chcialem byc na meczu NBA w Stanach, a byc na 30 w przeciagu 60 dni i to w kazdej hali przerastalo moje najwieksze marzenia. Temat pozostawiam otwarty, jak najbardziej do ogarniecia. Moze w przyszlym roku? Moze jestes chetny?

Pozostalem w Londynie, zmienilem profesje, kupilem League Passa i... odzylem! Znalazlem prace swoich marzen. No dobra, moze nie. Oczywiscie, ze wolalbym trzymac TEN slawny kabel. Ale gdy piec razy w tygodniu wychodze rano ze swojego miejsca pracy nadal nie wierze, ze kolejny raz ktos zaplacil mi za ogladanie przez cala noc NBA. 30 spotkan Unterbergera to ja obejrzalem w pierwszym tygodniu sezonu. Ba, pojde dalej, uwazam, ze jestem w TOP 10 sposrod wszystkich Polakow pod wzgledem liczby obejrzanych w tym sezonie meczy. TOP 10 napisalem ze skromnosci! Nie ma nocy, czy poranka dnia nastepnego (nie licz Brazylii, bylem w podrozy) bym nie widzial przynajmniej dwoch-trzech pojedynkow. Widzialem w tym sezonie wiecej spotkan Andre Millera na zywo, anizeli ty Jordana przez cala jego kariere. I wcale nie przepadam za Andre Millerem. Lubie zasypiac przy 'tej trzeciej'. Jeszcze bardziej lubie, gdy ona w pelni akceptuje moje zboczenie i nie przeszkadza jej, ze klade sie obok dopiero jak nad ranem Lakersi skoncza kolejny nie-dajacy-sie-ogladac mecz. Dzieki!

Lotnisko Gatwick, skad zaczynala sie nasza podroz do Mediolanu, znajduje sie na poludniu Londynu. Zamawiajac polski transport spod samego domu wyszlo raptem 10 zeta wiecej na osobe, anizeli udreka autokarem z centrum. Kierowca, od razu widac, swoj typ. Gadka szmatka, a gdzie, a po co, a za ile. Jak to Polak, taksowkarz, lubi i chce wiedziec wszystko.

- Czym sie w zyciu zajmujecie? - nie zwlekal za dlugo by wejsc nam z butami w zycie. Padly szybkie, zwiezle odpowiedzi.
- O widze kolezance sie udalo pracowac w zawodzie... chlopacy, no coz, polska typowka...
Sluchaj koles ponioslo mnie, cofam co uslyszales - nie jestem recepcjonista, jestem ogladaczem NBA. Siedze sobie calymi nocami, robie to co kocham, a wychodzac z pracy czuje satysfakcje, ze milo spedzilem w niej czas. Tak, ogladajac NBA.

Ostatnio wlasciciel zadowolony z mojej osoby zaproponowal mi dzienne zmiany od poniedzialku do piatku. Pierwszy raz w doroslym zyciu mialbym wolne weekendy, normowany czas pracy i mozliwosc normalnego, w ujeciu wiekszosci ludzi, funkcjonowania, czytaj mozliwosc bycia nie chodzacym ze spuchnietymi oczami i rozregulowanym systemem trawiennym, wesolym, zadowolonym z zycia, wyspanym mezczyzna. Odmowilem, bo w dzien NBA nie gra na zywo. Zatkalo kakao, wlasciciel nie podjal proby dalszej konwersacji.

Bylem kiedys dziennikarzem portalu probasket.pl (taa...) i dosc znaczacym, a przynajmniej tak to widze, uzytkownikem ichniejszego forum. Pisalem duzo, czesto i, jak mi sie wtedy wydawalo, na temat. Do tego stworzylem dosc silny portal - streetball.probasket.pl - pojawily sie koszulki, 'ten drugi' jeszcze mnie nie znajac drukowal z mojej strony opisy trickow, a jak pojechalem na oboz do Walonisa to ludzie kojarzyli moje nazwisko. Z perspektywy czasu smieszy mnie posiadana wtedy wiedza. Owszem wiedzialem, gdzie gral Popeye Jones, ile wazyl Shaq i jaki numer na koszulce nosil Alvin Williams z Toronto, ale wiekszosc tekstow opieralem glownie na skrotach ze spotkan, boxscorach i raz na tydzien sciagnietych meczach z torrentow. Internet w tamtych czasach raczkowal w moim 15-tysiecznym miescie, nie pozwalal na wiecej. To teraz tak naprawde powinienem pisac o NBA. To teraz, zamiast radzic ludziom jak znalezc tani nocleg, czy dobrze zjesc na miescie w Azji powinienem analizowac 27-meczowy winning streak Miami Heat i przedstawiac wlasna wizje zakonczenia wyscigu po osme miejsce na Zachodzie. Na chwile obecna skapituluje, pozostawiajac polska blogosfere koszykarska w rekach Macka Kwiatkowskiego. Bardzo dobrych rekach, obu prawych!

Zadnej mowy o kapitulacji w przypadku realizacji marzen. Podazajac tropem Unterbergera zaswiecil sie pomysl minimum jednego spotkania w kazdej z 15 playoffowych serii. Szybko zgasl, slizgi temat, za duzo latania, za duzo kasy. Do tego w powietrzu nadal wisiala, wygasajaca 19 maja, umowa najmu lokalu.

Zaraz chwila! 19 maja? Idealnie!

Tegoroczne finaly NBA rozpoczna sie, w zaleznosci od szybkosci wylonienia finalistow, 4 lub 6 czerwca i potrwaja do 20 czerwca, zakladajac siedem spotkan. Bede na kazdym jednym z nich! Porzuce po raz kolejny prace, spakuje pare gaci, skarpetek, dwie koszulki i krotkie spodenki do plecaka, zabiore tez aparat i pojade gonic za marzeniami. Pojade spelnic swoj 'amerykasnki sen'! 'It's about damn time!'? Przeszukalem google, nie ma nic w temacie, wiec pozostaje mi wierzyc, zgodnie z ludzka checia bycia pionierem, ze zostane pierwszym Polakiem, ktoremu uda sie byc na wszystkich meczach finalowych podczas jednego sezonu. Zdobadz sobie kolejny pieciotysiecznik, przeplyn jako pierwszy Kongo tratwa, czy pokonaj z Cejrowskim na bosaka przesmyk Darien. Ja zadowole sie swoimi finalami, bo 'to wlasnie jest Everest moich marzen'!  Niewazne kto z kim Miami. Niewazne-a-moze-raczej-wiadomo gdzie. Kupilem bilet do Stanow na 1 czerwca, dajac sobie dwa dni na koronacje w Nowym Jorku. Jestem bliski kupienia biletu do Miami, bo nie widze na wschodnim wybrzezu nikogo kto w siedmiomeczowej serii jest w stanie zagrozic LeBronowi, ani Spurs i Thunder z lepszym bilansem od Heat na koniec sezonu regularnego. Pewnie, ze wolalbym swoich ludzi z Knicks, ale to tak samo jak prosic o kolejne 0.4 sekundy Fishera na zywo. Zachod pozostawiam sprawa otwarta, choc mam paru faworytow: Spurs, bo Pop; Oklahoma, bo wisza mi kase za poprzedni rok; Lakers, bo matka nadzieja glupich... ale kazda matka trzeba kochac!

Od strony technicznej i finansowej moja FINAŁOWA PODRÓŻ nie wyglada wcale tak zle. W najlepszym i najgorszym, bo w finalach gramy systemem 2-3-2, wypadku bede musial zakupic jeden powrotny bilet lotniczy. Ze wschodu na zachod USA w wiekszosci kombinacji zaplace okolo 250 funtow. Miami z Oklahoma, San Antonio, Memphis, Houston, Dallas dzieli mniej niz 2500km wiec w gre wchodzi nawet podroz wynajetym samochodem, nie skreslajac takze autokarow. Gorzej z Kalifornia i Denver, jedyna opcja jest lot. Sprawa z biletami na mecze jest latwiejsza niz sie wszystkim zdaje. Rok temu przy prowadzeniu Miami 3-1 mozna bylo, za posrednictwem portalu StubHub.com, kupic wejsciowki na piaty, ostatni mecz za niecale 150 dolarow. Mowimy tu o liczbie biletow przekraczajacej sto, w roznych sektorach, z courtside tickets wlacznie. Tak, te najtansze byly na samej gorze, pewnie malo widac, ale jakbym chcial narzekac to bym ogladal w telewizji. A pewnie raz, dwa, moze trzy skusze sie na nieco drozsze bilety w lepszych rzedach. Podsumowujac, zakladajac siedem meczy... nie, nie zakladajac! Chcac siedem meczy, bo im wiecej tym lepiej, wyciagajac srednia, wydam okolo 200 funtow (300 dolarow) na mecz.

7*200=1400+250(lot)=1650 funtow=8250 zlotych.
Plus jedzenie, spanie i uzywki. Sporo.

Decydujac sie w styczniu na te podroz wyrzeklem sie wielu rzeczy nie po to, by pozniej 'zydzic', nawet jesli honorowym patronem tego bloga jest Wieczny Tulacz Ahaswerus. Potrafie oszczedzac, jak malo kto. Teraz, jak malo kto, te pieniadze wydam!

Kup sobie nowy uzywany samochod, polec do Egiptu, czy zrob remont kuchni, a ja beztrosko wydam te pieniadze na siedem, wiekszosci ludzi nic nie obchodzacych, meczy. A wieczorem zmeczony praca jako telemarketer po ukonczeniu 5-letnich studiow inzynierskich, zasypiajac w swojej przyciasnej kawalerce, odwracajac bok od niechcianej kobiety mozesz mi zazdroscic pasji. NBA - dla Was trzy litery, dla mnie cale zycie!

21 czerwca, po siedmiomeczowej serii, nic nie bedzie takie jak wczesniej. Odbiore 'ta trzecia' z lotniska JFK w wysmienitym humorze, odprezony, zrelaksowany, z przeswiadczeniem, ze cos mi sie w zyciu udalo i po buzzer-beaterze w decydujacym spotkaniu nie bedzie mi robilo, ze kolejne dni spedze najprawdopodobniej w poszukiwaniu baru, gdzie Carrie Bradshaw zamawiala Cosmopolitan, czy na koncercie Justina Timberlake'a. Przelkne nawet pare godzin przed redakcja Vogue'a w oczekiwaniu na zbicie piatki z Anna Wintour. Mialem swoje piec minut, spedzilem je na swoich zasadach, warto poswiecic troche czasu Agnieszce. Ale nie za dlugo, bo pomnik Jordana w Chicago, Draft 2013, Naismith Memorial Basketball Hall of Fame w Springfield, stek w restauracji Vince'a Cartera, pick-up games na 'Pieciu Cudach Swiata' (juz niebawem wiecej), slub LeBrona, otwarte przedsezonowe treningi Duke pod okiem Coacha K, czy wreszcie wytropienie Rafera 'Skip 2 My Lou' Alstona na nowojorskich ulicach, boiskach nie moga czekac wiecznosc.

Kupimy z Agnieszka 'ta trzecia' uzywanego Mustanga i spelnimy wszystkie swoje najskrytsze marzenia. Bedziemy wygrzewac sie na Venice Beach, surfowac w San Diego, szukac domu Shaq'a na Florydzie, przepuscimy kase w Las Vegas, wyrobimy sobie wlasny batch Jacka Danielsa w Lynchburgu i sprobujemy przetrwac na Dzikim Zachodzie. Zobaczymy, dotkniemy, przezyjemy wszystko o czym od dawna czytalismy, interesujemy sie, czy ogladalismy w TV. A w miedzyczasie bedziemy lapali jakies dorywcze prace, by zarobione pieniadze pozwolily nam na wiecej doznan. Stany Zjednoczone sa wielkie i nie sa tanie. My mamy czas, a pieniadze sie znajda. Musza, bo za dlugo odkladalem ten wyjazd na pozniej. Za dlugo szukalem smiesznych wymowek. Liczy sie tu i teraz! Takie bedzie moje lato. Co u ciebie?


2 komentarze: